Ogłoszenia parafialne

Teraz możesz dodać naszą grupę do swojego profilu na facebooku!
Zapraszamy na admajners forum.
Doceńcie nasze wysiłki w komentarzach pod postami!

niedziela, 7 sierpnia 2011

Brudzew polską stolicą kuców, czyli relacja z woodstocku



Otóż i wybrałam się po raz pierwszy, wrażenia o dziwo pozytywne, niemniej jednak jestem zniszczona, stwierdzam, że faktycznie jest brud, smrud i ubustwo, a ponadto nigdy w życiu nie tknę puszkowego carlsberga ani harnasia (zdecydowanie smakują jak mydło). Ekipa grudziądzka trochę zamulała, w sensie że zgonowała przez cały dzień, by wieczorem wyruszyć na łowy, ale na szczęście Emka tak jak preferuje bardziej aktywne imprezowanie :P Oczywiście koło nas rozbiły się kuce, które przez cały dzień nakurwiały Dżem na rozstrojonej gitarze, co potęgowało ogólne wrażenie syfu.
Coś jeszcze o randomowych ludziach przewijających się przez obóz, szczególnie urzekły mnie trzy przypadki:
1. kolega z Rybnika, który przez pierwsze dwa dni chodził w spódnicy, różowej bluzce i słomkowym kapeluszu
2. kolega stołujący się w tzw. trash barach i śpiący owinięty namiotem, ponieważ zapomniał rurek, tęgi dziad z bujną rudą brodą, przebrany za drwala (ogrodniczki); akcja była taka, że jacyś Anglicy podeszli zrobić sobie z nim zdjęcie, po czym pokazali, że mają już jego foty na karcie - jak leży gdzieś i zgonuje
3. kolega, który przyjechał na rowerze; przejażdżka na ramie po piachu wokół namiotów - bezcenna

Poszła plota, że można skoczyć na bungee za darmo, o ile skoczy się - cytuję - na gołym fiucie. To skakanie na gołym fiucie, na które ostatecznie nikt się nie zdecydował, jakoś podziałało mi na wyobraźnię, podobnie zresztą jak "tańczenie z dupą na plecach".
Pierwszego dnia podszedł koleś i zaproponował mi zakup LSD.
Drugiego dnia znalazłyśmy kota. Tzn. znajoma wcisnęła nam znalezionego kota do rąk i poszła w pizdu. A był to kotek bubeczka, czarno-biały, bardzo kawaii, więc co chwilę byłyśmy zaczepiane przez ludzi, którzy chcieli robić sobie z nim zdjęcia. Na szczęście okazało się, że mieszka on w bazie wolontariuszy, tylko czasami ucieka. Rockowy kot, będą z niego ludzie.

Z koncertów zdecydowanie wymiótł Skindred - nie słucham takiej muzyki, ale taki kontakt z publicznością to ja rozumiem, niestety Prodigy dało trochę dupy pod tym względem. Riverside zajebisty, kuce szalały, wokalista oznajmił bowiem ze sceny, że wytrzymaliśmy dwunastominutowy utwór i że szacun, że nikt w Polsce nie słucha prog rocka, blablabla. Przystanek Republika - mam mieszane uczucia zarówno co do wykonania Glacy, jak i Tomka Makowieckiego i tych innych (starzy fani Republiki strasznie się bulwersowali, jak gadałam z nimi pod sceną - że profanacja i Glaca skończył się na Kill'em all). Z kolei Depresjoniści to moje woodstockowe odkrycie :P Buldog też fajny i Carantuohill. Kontrust i Helloween - wyjątkowa chujnia. Obstaję również przy poglądzie, że teksty reggae są w większości przypadków wyjątkowo idiotyczne, nakurwianie przez dziesięć minut w kółko "miłość do muzyki o muzyka o miłości" potrafi zryć banię nie gorzej niż kilka lat codziennego palenia zielska.

Co do tytułu notki, to była to nazwa miejscowości umieszczona na fladze pod sceną - polska stolica kuców jak nic. Nie sądziłam, że Brudzew faktycznie istnieje, dopóki nie dowiedziałam się w necie, że jo.

Od namoli dowiedziałam się m.in. że najlepszym zespołem na woodstocku jest Arka Noego, bo Prodigy to taka muzyka z pudełka i każdy może nagrać coś takiego. Jak również, że "Prodigy miało taką jedną fajną piosenkę, Star Fighter czy coś, i ja się strasznie bałem tej piosenki, jak byłem mały". Emka zapoznała natomiast hydraulika i byłego skinheada.

Na samo Prodigy przyjechały straszne ilości ludzi, ruszenie się gdziekolwiek zakrawało na cud - przez cały koncert przemieszczaliśmy się sukcesywnie do przodu i nie doszliśmy nawet do połowy. Dopiero z wysokości męskich ramion byłam w stanie zaobserwować kawałek sceny. Zresztą popaczcie:



No ale jak już pisałam, Prodigy jakoś nie zrobiło takiego szału, na jaki się nastawiałam :< Fajnie było, ale bez przesady.

Na szczęście udało mi się wrócić autem zaraz po ostatnim koncercie, przed pospolitym ruszeniem kuców w drogę powrotną, tak więc rano wylądowałam w Grudziądzu, gdzie spotkało mnie ukoronowanie całego tego futuru. Mianowicie w autobusie MZK zagadał do mnie pan, który jak się okazało jest wielbicielem Prodigy, nie mógł jednak być na koncercie. Wywiązała się gadka o tegorocznym woodstocku, po czym gościu zaproponował mi zakup piwa w sklepie monopolowym Puka i pójście do niego na działkę xD Romantyk, nie ma co.

1 komentarz:

  1. Na następny Woodstock razem z Asią wykonamy flagę naszego obozu. Oprócz grudziądzkiej żółci, czerwieni i bieli będzie na niej chuj wyposażony w biskupie atrybuty ;P

    OdpowiedzUsuń